CAT – Centrum Alternatywnych Technologii

Jeśli się nie jest obojętnym, to można bardzo wiele zmienić. W tym jednym miejscu niemożliwe okazało się możliwe.

CAT to ukryte w górach nowoczesne laboratorium, w którym nowe rozwiązania m.in. dla miast testuje się w praktyce. Raporty z tych testów trafiają na biurka ministrów.

Drogi w Walii są kręte, wąskie i często pną się po zboczach. Co chwila pojawia się znak „Zwolnij!”. Inaczej niż wolno jechać się zresztą nie da. CAT, Centrum Alternatywnych Technologii (Centre for Alternative Technologies), zbudowano na szczycie góry w pobliżu miasteczka Machynlleth, które w starożytności było walijską stolicą.

tekst: Patrycja Bukalska

 

Tuż obok leży park narodowy Snowdonia. Wokół pusto i trochę dziko. Turyści, którzy latem tłumnie odwiedzają ośrodek, dawno zniknęli. Żeby się dostać na górę, trzeba skorzystać z niezwykłej kolejki linowej. Dwa wagoniki (kiedy jeden jedzie w dół, drugi pnie się w górę), pojemnik z wodą i siła grawitacji – to wszystko, co jest potrzebne do odbycia zdumiewającej podróży do alternatywnego świata. Trasa wiedzie pod kątem 35 stopni. Jest to jedna z najbardziej stromych kolejek na świecie. I pierwsza atrakcja CAT.

Początki w kamieniołomie

Centrum ma być miejscem inspiracji dla zwykłych ludzi – którzy zobaczą, jak można żyć lepiej, oszczędniej, bardziej zielono, i że do tego nie trzeba wiele.

Na górze mieszkają „ludzie od wiatru i gówna” – mówią mieszkańcy miasteczka na dole. Wiatru – bo czerpią energię dzięki turbinom wiatrowym. Gówna – bo tam nic się nie marnuje, a wszystko, co można, zamienia się w kompost. Pożycie Walijczyków z Machynlleth i ekologów z CAT to pewnie osobna historia. Faktem jest, że CAT to instytucja znana ekologom i ekspertom do spraw środowiska na całym świecie. Jednocześnie Centrum jest wielką atrakcją turystyczną w tej części Walii i przyciąga 65 tysięcy gości rocznie. Latem parking tłumie wypełniają rodziny z dziećmi – wszystko w CAT jest interaktywne, wszystkiego można dotknąć.

Nie tak to jednak wyglądało w 1973 r., na początku istnienia CAT. Turystów i gości zaproszono zresztą dopiero w 1975 r. Na samiutkim początku w starym kamieniołomie Llwyngwern, w którym wydobywano metamorficzne łupki, stanął Gerard Morgan-Grenville, ekscentryk i niespokojny duch, który postanowił pokazać, na czym polega problem ze środowiskiem i jak można go rozwiązać. Chodziło mu o miejsce, w którym można by różne pomysły przetestować – od teorii i wielkich idei przejść do praktyki. Turyści i medialność projektu to raczej skutki uboczne tej idei.

Morgan-Grenville – jako prawnuk ostatniego księcia Buckingham – z pewnością nie musiał się babrać w błocie i kompoście. Edukacja w Eton, w którym pobierał nauki, okazała się dla niego śmiertelnie nudna, nie najlepiej czuł się też w armii. Miał talent przedsiębiorcy, ale po bankructwie firmy, w której pracował, stwierdził, że drabina jego kariery się zagubiła i szczęśliwie nigdy nie odnalazła. Zajął się malarstwem, wynajmowaniem barek rzecznych we Francji i – w sumie – przyjemnym, dobrym życiem. Kiedy stuknęła mu czterdziestka, postanowił zrobić dla świata coś, co sprawi, że ludzie zaczną żyć w ramach możliwości i zasobów, jakie ma świat. Chciał stworzyć centrum, w którym każdy człowiek mógłby na własne oczy zobaczyć niszczący wpływ cywilizacji na środowisko i dowiedzieć się, jak sam mógłby temu zapobiegać. Sam później napisał: „Były tylko trzy problemy: nie miałem do tego ani ludzi, ani miejsca, ani pieniędzy”. Opuszczone i zdewastowane 40 akrów byłego kamieniołomu w walijskich górach nie było drogie. Wkrótce zaczęli napływać ochotnicy – bez umiejętności i pieniędzy, ale pełni zapału. Początki były trudne – dach zachował się tylko na jednym budynku, a po stołach biegały ryjówki i inne gryzonie. Dzięki kontaktom Grenville’a z brytyjską arystokracją, w CAT pojawili się goście – członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, książę Filip i książę Karol, co sprawiło, że projekt ruszył pełną parą. Obecnie CAT jest instytucją, z którą w Wielkiej Brytanii trzeba się liczyć.

Inspirować, informować, wspierać…

W CAT Powstała Szkoła Środowiska, w której prowadzi się wiele kursów kończących się uzyskaniem stopni naukowych.

…takie jest motto CAT. Centrum ma być miejscem inspiracji dla zwykłych ludzi – którzy zobaczą tam, jak można żyć lepiej, oszczędniej, bardziej zielono, i że do tego nie trzeba wiele. Wystarczy sobie uświadomić, że podczas kąpieli w wannie zużywa się trzy razy więcej wody niż pod prysznicem; że kuchenka mikrofalowa zużywa mniej energii niż piecyk, ale gotowe posiłki nie są dobre dla środowiska – choćby ze względu na ich opakowania; że połowę tego, co wyrzucamy do śmietnika, można by wykorzystać do kompostowania; wreszcie że kompost to szansa na wyhodowanie warzyw nawet w… kamieniołomie.

Jednocześnie CAT to nowoczesne laboratorium, w którym nowe rozwiązania testuje się w praktyce, a raporty i analizy trafiają m.in. na biurka ministrów.

Powstała tam także Szkoła Środowiska, w której prowadzi się wiele kursów kończących się uzyskaniem stopni naukowych.

Najambitniejszym projektem ludzi z CAT jest Zero Carbon Britain, zmierzający do redukcji emisji dwutlenku węgla w Wielkiej Brytanii (do 2030 r.) do… zera. W analizie, którą opracowali, udowadniają, że to możliwe, i to bez budowy nowych elektrowni atomowych. Energia pochodziłaby z różnych źródeł odnawialnych, jednak zasadnicze jest dostosowanie zapotrzebowania do możliwości. I tu bardziej niż o technikę chodzi o psychologię społeczeństwa. Żeby ludzie zmienili sposób korzystania z energii, muszą zacząć inaczej ją postrzegać i korzystać z niej w sposób odpowiedzialny. W CAT wszystko to przerobili już na samym początku istnienia ośrodka – wtedy, gdy energię kumulowano we wspólnych bateriach, i zanim ktoś chciał zrobić pranie, musiał sprawdzić, czy to nie pozbawi zapasów energii ich małej społeczności. „Energię trzeba składować i wykorzystywać wtedy, kiedy jest to możliwe” – opowiadał mi w CAT Alex Randall, który przybył tam jako wolontariusz na pół roku, a potem został i pracuje w biurze prasowym. „To wszystko kwestia organizacji. A jeśli akurat jest zachmurzenie i np. baterie słoneczne się nie ładują, cóż, być może trzeba zrezygnować z niektórych rzeczy. I pamiętać o ładowaniu akumulatorów wtedy, kiedy jest słońce. Tego się można nauczyć”.

Projekt Zero Carbon Britain jest radykalny i ambitny; zakłada przebudowę kraju i ludzkiej świadomości zarazem. Gdyby nawet tylko część postulatów została wprowadzona w życie, i tak miałoby to pozytywny wpływ na środowisko i na życie ludzi. Na przykład przebudowa domów w taki sposób, aby nie traciły one ciepła, to wielki zastrzyk dla branży budowlanej, nie bez znaczenia w czasach ekonomicznego zastoju. Istotne są nawet takie zmiany, jak np. uświadomienie sobie, że jedzenie wieprzowiny jest lepsze dla środowiska niż jedzenie wołowiny, bo hodowla bydła wymaga większych obszarów zielonych i powoduje większą emisję gazów cieplarnianych. A każdy banan przekłada się na paliwo lotnicze i zanieczyszczenia, bo trzeba go przywieźć z daleka.

Czynnik ludzki

Jeśli się nie jest obojętnym, to można bardzo wiele zmienić. W tym jednym miejscu niemożliwe okazało się możliwe.

W CAT pracuje 90 osób, część zatrudnionych na stałe, część to wolontariusze. Kilkanaście osób mieszka na miejscu w ekodomkach. Ich życie toczy się według zasad ekologii i jest żywym dowodem na trafność pomysłów Grenville’a. Domki, które istniały już wcześniej, zostały przebudowane według wytycznych zielonego budownictwa. Żywność pochodzi z własnych upraw lub organicznych farm. Dwa razy w tygodniu posiłki jada się wspólnie – wtedy też można przedyskutować aktualne problemy i projekty. Każdy jest za coś odpowiedzialny – ktoś za opał, ktoś inny za księgowość. Jest trochę jak w komunie; trzeba to lubić, żeby czuć się z tym dobrze. Są w tym jednak plusy. „Tu mieszkam i tu pracuję, dzięki temu cały czas mogę być z synkiem. Czasem tylko idę do biura, jednak w takiej społeczności dzieci wszystkich znają i czują się bezpiecznie” – opowiada Kim w swojej kolorowej kuchni. „Wcześniej dużo podróżowałam, ale to tutaj w końcu osiadłam”.

Wśród stałych mieszkańców są nadal ci, którzy tworzyli to miejsce w latach 70. XX wieku, tacy jak główny ogrodnik Roger McLennan. Ogród, którym się opiekuje, rozciąga się zaraz poza częścią CAT, w której umieszczono rozmaite technologiczne eksponaty dla gości. Prowadzi do niego wąska ścieżka usłana łupkiem. Wszędzie mnóstwo jeżyn, którym widać odpowiadają mało żyzne podłoże i trudne warunki. Na otwartym stromym stoku rosną warzywa i kwiaty. Dużo chabrów, widać Roger je lubi. Wszystko, co zostanie na tym stoku wyhodowane, trafia do kuchni organicznej kantyny CAT, w której turyści mogą zjeść lunch. Żeby zrozumieć, jakim osiągnięciem jest ogród, trzeba sobie wyobrazić, że w latach 70. w tym miejscu nie było ani grama ziemi, a jedynie łupki i odpady z kamieniołomów. Ogród był eksperymentem, który się udał – nadal jest też polem do testów, np. żyzności gleby czy wzbogacania kompostu. Oprócz ogrodu Rogera w CAT jest kilka przykładowych ogrodów różnych typów – miejski, leśny, przyjazny owadom, z trawnikiem, pod folią, nawet pod ziemią. Wszystko to ma inspirować, uczyć i zachwycać.

Miejscem, z którego nieżyjący już Grenville byłby z pewnością dumny, jest budynek WISE, co można tłumaczyć jako „mądry”, choć nazwa jest skrótem od Wales Institute for Sustainable Education (Walijski Instytut Zrównoważonej Edukacji). Zastosowano w nim wszystkie najwyższe standardy zielonej architektury, zbudowano go z lokalnych materiałów, jak drewno i ziemia z kamieniołomu, wyposażono w odnawialne źródła energii. Jest przy tym piękny, jasny i harmonijny. Największe wrażenie robią przesuwane drzwi w wielkiej sali wykładowej – na szerokość całej ściany. Kiedy się otwierają, to jakby rozsuwały się ściany i budynek łączył się z zielenią na zewnątrz. Podobne wrażenie można odnieść, gdy otwiera się okrągła pokrywa dachu. Nic dziwnego, że organizowane są tam nie tylko wykłady i konferencje, ale także wesela. W ubiegłym roku, nie po raz pierwszy, CAT odwiedził książę Karol. Tym razem po to, żeby zobaczyć właśnie budynek WISE.

Zima to spokojny czas w CAT. Nie ma turystów, są tylko góry wokoło. Szaro, zimno, spokojnie. Aż trudno uwierzyć, że z takiej zapadłej w górach osady pochodzi projekt przebudowy kraju. Tworząc centrum, Grenville chciał udowodnić, że jeśli się nie jest obojętnym, to można bardzo wiele zmienić. W tym jednym miejscu niemożliwe okazało się możliwe.