Nowa Finlandia

Krwioobieg fińskiej innowacji kształtuje się podczas weekendowej dłubaniny: w letnich domkach nad wodą każdy coś naprawia i majstruje. Ale talentów i wytrwałości domorosłych inżynierów nie pozostawiono samym sobie. „Rośnij spokojnie – my finansujemy ryzyko” – to hasło najważniejszej fińskiej agencji wspierającej
innowacje.

 

Tekst: Beata Maciejewska

Na dachu świata

Minister fińskiej gospodarki Jan Vapaavuori jest w rządzie od 10 lat. Punktualność, mocny krok, stanowczy ton – jego sposób bycia zdradza obycie w sytuacjach przywódczych. Wcześniej pracował w innych resortach, teraz odpowiada m.in. za wdrażany od dwóch lat program rozwoju czystych technologii, który zakłada m.in. powstanie 40 tys. kolejnych miejsc pracy w tym sektorze. Już dziś ponad 20 proc. fińskiego eksportu to cleantech.

Technologie, usługi, rozwiązania, procesy i produkty, które ograniczają niekorzystny wpływ na środowisko, to najprostsza definicja cleantech. W tej pojemnej nazwie mieszczą się więc m.in. robotyka i produkcja energooszczędnych wind, elektrycznych samochodów czy opakowań wielorazowego użytku. Finlandia w tej dziedzinie zamierza zostać światowym liderem; planuje ekspansję m.in. w Indiach i Chinach. Pracuje na to wiele rządowych agencji, np. ta o nazwie Cleantech, której celem jest wprowadzenie Finlandii na technologiczny dach świata, i która zakłada, że w 2015 roku w tym kraju będzie funkcjonowało 80 rodzimych dużych „zielonych firm”.

Rośnij spokojnie, my finansujemy ryzyko

Istniejąca od 30 lat fińska Agencja ds. Technologii i Innowacji – Tekes to najważniejsza instytucja dystrybuująca środki publiczne na finansowanie innowacji w Finlandii. Jej budżet roczny to 600 mln euro, a dewiza: „Rośnij spokojnie – my finansujemy ryzyko” wyraża to, co zdaniem rządzących jest najbardziej potrzebne rodzimym przedsiębiorcom. Tekes zatrudnia 300 osób w głównej siedzibie w Helsinkach oraz biurach m.in. w Chinach, Belgii i Rosji. W samym 2012 roku sfinansowano 1640 projektów za kwotę 570 mln euro.

Tekes skupia się na małych i średnich przedsiębiorstwach, zwłaszcza na wdrażaniu innowacyjnych pomysłów, aby zamieniły się w dochodowe biznesy. Ale w fińskich planach każdy trybik jest istotny, rozwijać się mają duzi i mali, federacje firm i pracodawców, startup’ów i innych biznesowych przestrzeni. Ważne, żeby rosło, i to dużo. I żeby nie powtórzył się przypadek Nokii. Przez lata była to duma Finlandii, światowy lider telefonii komórkowej, który w latach 2000–2007 wytwarzał około 4 proc. rocznego PKB Finlandii. Jednak po wprowadzeniu przez Apple i Samsunga smartfonów, Nokia zaczęła tracić pozycję; w listopadzie 2013 roku dział komórkowy Nokii zakupiła amerykańska firma Microsoft za 5,5 mld euro. Dla Finów był to szok. Ponadto kłopoty Nokii zbiegły się z osłabieniem drugiej fińskiej dźwigni: przemysłu drzewnego, wypieranego przez elektronikę. Gorzka lekcja przyniosła wnioski: nie możemy opierać się na jednej firmie, na dwóch przemysłach – musi ich być więcej.

Coś „cool” w robotyce

Finowie przez lata musieli się opierać przeciwnościom losu, ale wierzyli w stabilny postęp i wytrwałość. Także tym razem są przekonani, że sobie poradzą. Bo choć jeszcze w latach 50. minionego wieku każdy Fin miał za domem zagon ziemniaków – jak można przeczytać w przewodniku po Finlandii – to ziemniaczane pola w ekspresowym tempie zamieniły się z sukcesem w nowy przemysł.

– Jesteśmy krajem inżynierów – mówi minister Vapaavuori. W letnich domkach nad wodą  każdy coś naprawia i majstruje. Owa weekendowa dłubanina kształtuje krwioobieg fińskiej innowacji, ale talentów i wytrwałości domorosłych inżynierów nie pozostawiono samym sobie. Fiński rząd stworzył program rozwoju, zabiega o zamówienia, buduje kontakty międzynarodowe, wykłada na rozwój pokaźne fundusze.

Ludzie mogą realizować swoje marzenia. Tak jak Harri Valpola i Tuomas Lukka, dwaj uzdolnieni naukowcy: pierwszy to spec od robotyki i neurobiologii, były pracownik Laboratorium Sztucznej Inteligencji światowej sławy Uniwersytetu w Zurychu, drugi – programista i chemik, który doktorat z chemii kwantowej obronił na Uniwersytecie w Helsinkach w wieku 20 lat (jest najmłodszym doktorem w historii Finlandii) i zdobył stypendium w Harvardzie. Harri i Tuomas poznali się w 2007 roku i postanowili, że razem stworzą coś „cool” w robotyce. Nie targała nimi niepewność o jutro, nie odczuwali konieczności natychmiastowego podejmowania decyzji, nie wisiała nad nimi perspektywa, że za chwilę „zarżną” ich opłaty, a urząd skarbowy zniszczy ich za błędy w księgowości. Zamiast martwić się o przyszłość, zaczęli rozkręcać swój „cool” pomysł. Słali wici po Helsinkach tak skutecznie, że dołączył do nich Jufo Peltomaa – najsłynniejszy fiński raper z głową do PR-u, który zaczął pracować nad ich wizerunkiem i – po prostu – pytać ludzi, czy jest coś, co trudno się robi za pomocą robotów, ale co chcieliby robić za pomocą robotów. Większość indagowanych osób odpowiadała, że przydałby się robot, który podnosi i segreguje różne rzeczy.

W ten sposób powstała firma ZenRobotics, która stworzyła zrobotyzowany system sortowania odpadów, szczególnie budowlanych i porozbiórkowych. Roboty rozpoznają m.in. cegłę i drewno. Są maszynami uczącymi się, a system jest stale udoskonalany. Prototyp stoi w laboratorium firmy w centrum Helsinek, a na górnych piętrach tego samego budynku mieszczą się biura, w których pracuje około 50 osób.
Tłum się zagęszcza…

Sztandarowe hasło ZenRobotics: „Make sense not war” (zdrowy rozsądek zamiast wojny), trawestacja hippisowskiego: „Make love not war” (czyń miłość zamiast wojny), mogłoby w zasadzie stać się hasłem całej branży. Hanna Uusitalo, dyrektorka ds. środowiskowych w firmie Kone, która jest wielkim fińskim producentem wind i ruchomych schodów, także powołuje się na zdrowy rozsądek: „W 2050 roku będzie nas na Ziemi już 9 miliardów, i większość będzie mieszkała w miastach; trzeba się więc na to sensownie przygotować i trzeba to zrobić w ciągu najbliższych kilka lat”. Kone rozwija więc firmę i rynki zbytu swoich towarów, w samym tylko Singapurze zatrudnia 10 tys. osób. Ale inwestuje także w poprawę stanu środowiska. W ramach wewnętrznych usprawnień firma wymienia sukcesywnie swój tabor samochodowy (w liczbie 40 tys., objeżdżający codziennie 8 razy całą Ziemię) na bardziej ekologiczny, żeby zmniejszyć swój ślad węglowy.

Podobnie myślą władze miasta oraz helsińskie uniwersytety i agendy kształtujące stolicę Finlandii. Do 2050 roku Helsinki zamierzają stać się miastem wolnym od dwutlenku węgla, a liczba ludności miejskiej ma wzrosnąć do 650 tys. (w całej Finlandii  żyje zaledwie  zaledwie 5 mln ludzi), trzeba to zatem rozsądnie rozwiązać. Planowanie przyszłości odbywa się na różnych poziomach. Najważniejszą zmianą ma być uczynienie miasta przyjaznym dla pieszych, a nie dla samochodów; centrum ma w zasadzie być ciągiem bulwarów i deptaków. Mile widziane są oczywiście rowery, skutecznie promowane jako środek transportu. W dwóch ostatnich latach liczba zwolenników rowerów zwiększyła się w Helsinkach o 17 proc. Nowoczesne osiedla, połączone z centrum koleją, mają być zasilane przez wielkoskalowe farmy fotowoltaiczne (produkujące prąd ze słońca). O trwałe wdrażanie ekologii w życiu codziennym już dziś dbają grupy ekodoradców, takich jak 34-letnia Lotta Henriksson z Centrum Środowiska w Helsinkach, gdzie wraz z innymi ekosupporterami opracowuje roczne plany oszczędzania energii, papieru i wody w poszczególnych działach. W Helsinkach przeszkolono już 1100 takich ekodoraców, szczególnie wśród studentów, którzy zobowiązują się  udzielać ekoporad osobom wynajmującym im mieszkania, aby ograniczali zużycie energii i surowców.

Plan podboju

W kilku dzielnicach New Delhi mieszka łącznie tyle ludzi, co w całej Finlandii. Jednak Saptarshi Rajan Dutta z New Delhi, 32-letni redaktor naczelny gazety zajmującej się energią, „Power Watch India”, który przyjechał tu na kilkudniową wizytę studyjną, by poznać nowe technologie, jest zafascynowany. Bo ten mały kraj coraz mocniej rozpycha się w świecie, ale robi to spokojnie i rozsądnie. Ensto Group, Hempolis, Kemira – te i dziesiątki innych fińskich firm są mu dobrze znane z azjatyckiego podwórka. – „U mnie każdy dzień to jak życie w dżungli, ciągła walka, człowiek non-stop mierzy się z rzeczywistością. A tutaj spokój” – mówi, rozglądając się po ulicach Helsinek, gdzie ten spokojny rytm ludzi w garniturach i garsonkach, którzy królują na ulicach w porze lunchu, łączy się z rozsądnym fińskim planem podboju świata.