Ciało na kółkach

Przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem jest kosztowna, odseparowana od jezdni droga rowerowa, jest dość przestarzałe. W nowoczesnych miastach kierowców, pieszych i rowerzystów włącza się w jedną przestrzeń.

Ciało poruszające się na kółkach ma się w mieście całkiem dobrze, pod warunkiem, że są to kółka samochodowe. Inni muszą przejść górą, dołem, bokiem, kładką, przejściem podziemnym, objechać, przeskoczyć, wziąć rower pod pachę, wózek z dzieckiem przenieść.

tekst: Agnieszka Kraska

Ciało w samochodzie ma prawo do równej, funkcjonalnej sieci dróg. Pieszy, młody czy stary, zdrowy czy chory, z wózkiem czy na wózku, musi przejść górą, dołem, bokiem, kładką, przejściem podziemnym, objechać, przeskoczyć, wziąć rower pod pachę, wózek z dzieckiem przenieść. Niepełnosprawny… nie wiem. Przefrunąć?  Ulice, drogi jezdne, zawsze prowadzą dokądś, podczas gdy ścieżki rowerowe w większości kończą się nagle i niespodziewanie w samym środku niczego. Przy większości z nich można by postawić znak „ślepa ulica”. Z okien naszych domów rozpościera się najczęściej podobny widok – na parking. Ale rower muszę codziennie znosić, a potem wnosić na pierwsze piętro, żeby zaparkować go w swoim 40-metrowym mieszkaniu. O parking zadbano za to przy przebudowie Dworca Wschodniego w Warszawie. Nie miałam żadnych problemów, żeby zostawić na nim samochód. Ale niepełnosprawni ruchowo nie mają wstępu na perony tego supernowoczesnego obiektu. Zimą odśnieża się w pierwszej kolejności ulice, chodniki później, a ścieżek rowerowych i podjazdów dla wózków nie odśnieża się wcale. Jeśli gdzieś trwa remont, to organizuje się objazd dla samochodów, pieszy musi swoje przetuptać ulicą, rowerzysta jakoś sobie poradzi, ale wózek – nie przejedzie.

Kierowcy czują się w mieście u siebie. Przestrzeń w zasadzie należy do nich. Blokują chodniki, nie myśląc o tych, którzy nie będą mogli tamtędy przejść czy przejechać, a czasem nawet przecisnąć się – bo przecież ich zdaniem miejsc parkingowych wciąż jest za mało. Policja i straż miejska interweniują niechętnie, i tylko wtedy, kiedy ktoś złoży skargę. Sami są kierowcami, więc rozumieją, jaki to ciężki los. Pewnie dlatego pośrodku ścieżki rowerowej nad Wisłą, w pobliżu Cypla Czerniakowskiego, regularnie parkuje radiowóz. Rowery, piesi, a nawet drzewa postrzegane są jako… niebezpieczne. Usłyszałam i taką opinię, że komunikację miejską należałoby zlikwidować, bo buspasy i tory tramwajowe zabierają miejsce na ulicy i powodują tworzenie się korków.

Czy sytuacja jest naprawdę aż tak zła, czy tylko ja ją tak postrzegam? Żeby zasięgnąć opinii eksperckiej, porozmawiałam z Anną Pietruszką z Fundacji MaMa, Agatą Kowalską prowadzącą audycję „Skołowani” w radio TOK FM i Izabelą Sopalską, autorką bloga Kulawa Warszawa.

Na rowerze

Zapytana o to, co dla rowerzysty jest w mieście najgorsze, Agata Kowalska bez wahania odpowiada: „Brak woli i wizji politycznej dotyczącej polityki prorowerowej polskich miast. Nie mówię o stawianiu stojaków, tylko o całościowym sposobie myślenia, o przekonaniu, że miasto z dużą liczbą rowerzystów to lepsze miasto”. Według Agaty Kowalskiej politycy nadal nie postrzegają roweru jako środka transportu, ich zdaniem służy on tylko rekreacji. Wśród włodarzy miast przeważa myślenie, że poważny człowiek do pracy dojeżdża samochodem. Przed urzędami, teatrami, instytucjami publicznymi nie ma stojaków. – „Wciąż tkwimy w samochodocentrycznym punkcie widzenia”. W Piasecznie wzdłuż głównej ulicy prowadzi droga rowerowa. Przed skrzyżowaniem z każdą, nawet najmniejszą przecznicą stoi znak „koniec drogi dla rowerów”, a za skrzyżowaniem – „początek drogi dla rowerów”. – „To absurdalne i niepotrzebne koszty – komentuje Agata Kowalska. – W efekcie na każdym skrzyżowaniu pierwszeństwo przed rowerzystą ma kierowca wyjeżdżający z drogi podporządkowanej. Pytanie – dlaczego?”. Agata Kowalska uważa, że miejscem najwięcej mówiącym o polityce Warszawy wobec rowerzystów jest ścisłe centrum. – „Przez Śródmieście prowadzą trzypasmowe jezdnie, w obydwie strony. To niewiarygodne. Do tego dorzucono sieć przejść podziemnych, które powinny mieć specjalne mapy, żeby się po nich poruszać. I przy tym wszystkim droga dla rowerów, która urywa się na schodach do przejścia podziemnego. Gdybym chciała komuś pokazać czarne punkty Warszawy, powiedziałabym: dojedź na Dworzec Centralny na rowerze”.

We Francji świetnie funkcjonują utrzymywane przez miasta przechowalnie rowerów.

Prawdziwa, odważna, prorowerowa wizja polityczna sprawia, że miasto zaczyna się przeobrażać i staje się przyjazne nie tylko dla rowerzystów, ale dla wszystkich: osób na wózkach, pieszych, osób poruszających się o kulach, osób z dziećmi w wózkach, samych dzieci. – „Chodzi o myślenie o mieście jako o miejscu przyjaznym dla ludzi, nie dla samochodów – mówi Agata. – W Wielkiej Brytanii władze zastanawiały się nad tym, jak to zrobić, i to tanio. Wprowadzono uspokojenie ruchu do 30 km/h w centrach
miast. Pozwężano jezdnie, stawiając donice z roślinami. Samochody jeżdżą wolniej, jest mniej wypadków, jest ciszej, dzieci bezpiecznie mogą biegać, piesi mają wygodniej, bo mogą przechodzić przez ulicę w każdym miejscu. To oni są głównymi użytkownikami ulic. Rowerzyści czują się jak w raju. Przekonanie, że najlepszym rozwiązaniem jest kosztowna, odseparowana od jezdni droga rowerowa, jest dość przestarzałe. W nowoczesnych miastach kierowców, pieszych i rowerzystów włącza się w jedną przestrzeń, co sprawia, że wszyscy wzajemnie na siebie uważają. Nie ma przejść dla pieszych, nie ma barierek przy torach tramwajowych, i jakoś nie słyszymy o masowych wypadkach”. W Ratyzbonie jeden z najpiękniejszych mostów miejskich został zamknięty dla samochodów. Najbardziej prestiżowy kawałek miasta, z wjazdem na przepiękną starówkę, oddano rowerzystom i pieszym. Jeśli ktoś chce tam dojechać samochodem, musi zrobić nim ogromne kółko, cudem znaleźć miejsce parkingowe, a następnie przejść pokaźny odcinek drogi piechotą. Niemcy zorganizowali dla seniorów wypożyczalnie rowerów ze wspomaganiem elektrycznym, którymi łatwiej podjeżdżać pod górę. W wielu krajach ulice są na tyle bezpieczne, że dzieci masowo dojeżdżają do szkoły na rowerach. We Francji świetnie funkcjonują utrzymywane przez miasta przechowalnie rowerów.

W Polsce również można zobaczyć światełka w tunelu. Nowo budowane mosty są zazwyczaj przejezdne dla rowerzystów.W wielu miastach, ostatnio także w Warszawie, pojawiły się systemy rowerów miejskich. – „Trzeba oddać miastu honor, że to się udało – mówi Agata. – Z drugiej strony, przede wszystkim udali się Warszawiacy. Nawet urzędnicy przyznają, że nie spodziewali się takiej popularności systemu”. W Polsce rowerowym liderem jest Gdańsk, w któ­rym wdra­ża się już plan ograniczenia prędkości do 30 km/h na 60% powierzchni miasta. Funkcjonuje też dobrze zorganizowana sieć dróg rowerowych, łącznie z kontrapasami, czyli wydzielonymi pasami jezdni na ulicach jednokierunkowych, po których można jeździć rowerem w kierunku przeciwnym do obowiązującego.

Audycja „Skołowani”, prowadzona przez Agatę Kowalską i Krzysztofa Woźniaka, nadawana jest w każdą sobotę o godzinie 9.00 w radiu TOK FM.

Na wózku

„Zaczęło się od tego, że musiałam chodzić o kulach – mówi Izabela Sopalska, autorka bloga Kulawa Warszawa. – Miałam ogromny problem z tym, żeby się poruszać po Warszawie. Autobusy, schody, ulice… wszędzie napotykałam trudności. Kiedyś musiałam zejść z Mostu Gdańskiego na przystanek autobusowy, który jest pod nim. Dla osoby o kulach to po prostu mordęga. Wtedy stwierdziłam, że Warszawa jest nieprzystosowana dla niepełnosprawnych i postanowiłam założyć bloga, żeby opisywać swoje podróże po mieście. Później zaczęłam jeździć na wózku. Było jeszcze gorzej”. Najczarniejsze miejsce w Warszawie to według niej okolice Dworca Centralnego. Tam nie sposób się dostać na żaden przystanek tramwajowy. Przez skrzyżowanie Alej Jerozolimskich z aleją Jana Pawła II nie można przejechać na wózku, chyba że po ulicy.– „Nawet o kulach było mi bardzo ciężko”. Drugie miejsce to plac Na Rozdrożu. W niektórych miejscach są tam wprawdzie przejścia dla pieszych na poziomie jezdni, ale jest też miejsce, którego nie można przejechać, bo jedyne przejście prowadzi pod ziemią. No i oczywiście słynny przystanek przy Trasie Łazienkowskiej; żeby się z niego dostać na górę, trzeba pokonać gigantyczne schody bez żadnej windy czy podjazdu. Wózek jest bez szans.

Spory problem stanowi też Dworzec Centralny. – „Teoretycznie są tam jakieś rozwiązania, ale one często nie działają – mówi Iza. – Platformy przyschodowe są przeważnie niesprawne. Na perony są pochyłe zjazdy albo windy towarowe (z wind można korzystać tylko w towarzystwie pracownika ochrony). Pochyły zjazd nie jest najlepszym rozwiązaniem dla osoby na wózku”. Jeszcze gorzej jest na dworcach Wschodnim i Zachodnim. Na Dworcu Wschodnim pomagać ma ochrona. – „Pan Marek Sołtys, aktywista znany jako Szalony Wózkowicz, porusza się na wózku elektrycznym – opowiada Iza. – Taki wózek dużo waży, szczególnie z dorosłym facetem. Czterech czy sześciu ochroniarzy próbowało mu pomóc i nie dali rady. Nie byli w stanie podnieść tego wózka nawet na centymetr. A mieli go wnieść po schodach na peron. Na dworce przychodzą osoby z ciężkim bagażem. Im jest ciężko, a co dopiero osobom niesprawnym”. Na dworcu Warszawa Śródmieście zdarza się, że winda nie działa. Nigdzie nie ma numerów telefonów, na które można by zgłosić awarię. Na peronie stacji Warszawa Włochy niepełnosprawny może przeczytać informację, że najbliższa przystosowana stacja to Warszawa Ursus. Żeby więc wydostać się z peronu, należy pojechać pociągiem do Ursusa, a stamtąd wrócić autobusem na Włochy. Pociągów przystosowanych jest bardzo mało. Większość z nich to pociągi EuroCity, czyli tej najdroższej. – „Jeśli jest się osobą niepełnosprawną, trzeba mieć pieniądze – komentuje Iza. – Jutro będę jechała jednym pociągiem przystosowanym, potem muszę się przesiąść w nieprzystosowany, wracać będę też nieprzystosowanym. Na szczęście mam faceta, który jest dość silny i mnie nosi”.

Mimo wszystko blogerka uważa, że przez ostatnie kilka lat wiele zmieniło się na korzyść. – „Niektóre windy przy kładkach jednak działają. Ostatnio widziałam nową windę przy komisariacie policji”. Zauważa, że ludzie, którzy mają kontakt z osobami niepełnosprawnymi, częściej zwracają uwagę na bariery architektoniczne i starają się o ich likwidację. – „Dzięki blogowi udało mi się załatwić, żeby klub Plac Zabaw przy Agrykoli został przystosowany dla niepełnosprawnych”. To było bardzo proste. Ponieważ lokal funkcjonował na zewnątrz, łatwo było się do niego dostać. Wystarczyło postawić przenośną toaletę dla niepełnosprawnych. – „Napisałam do właściciela. Stwierdził, że szkoda, że sam wcześniej o tym nie pomyślał i za tydzień już był tam «toj-toj», z którego mogłam korzystać. Nie wiem, jak wiele osób niepełnosprawnych będzie tam przychodzić, ale niewielkim kosztem pokazali, że to jest miejsce dla wszystkich”. Dobrze przystosowano też kawiarnię Kafka przy ulicy Oboźnej. – „Tylko tam mam problem z dojechaniem do samej kawiarni, bo jest pod górkę albo z górki. Ale w środku jest fajnie. Mają toaletę dla niepełnosprawnych i na tyle szerokie przejście do kasy, że ja się tam mieszczę na wózku. Już niedługo zostanie przystosowana kawiarnia Relaks na Puławskiej, to moje ulubione miejsce. Starbucks, w którym siedzimy, też jest w porządku”. Znakomicie przystosowany jest maleńki Dworzec Gdański, na którym zatrzymują się pociągi podmiejskie. Co więcej – połączono go z metrem. Przyjazne są autobusy miejskie. Większość spośród jeżdżących po Warszawie to pojazdy niskopodłogowe.

Blog Izabeli Sopalskiej można czytać pod adresem www.kulawawarszawa.pl. Blogerka zamieszcza na nim również zdjęcia i filmy ze swoich podróży po mieście.

Z wózkiem

Fundacja MaMa od sześciu lat prowadzi akcję „O! Mamma Mia! Tu wózkiem nie wjadę!”. Bada dostępność dworców, urzędów, ośrodków kultury i miejsc publicznych dla rodziców z dziećmi w wózkach. Wydała poradnik dla władz lokalnych. Zbadała 40 miejsc kultury: muzea, galerie, domy kultury, teatry. Dzięki niej aż 18 urzędów dzielnicowych zostało przystosowanych do potrzeb osób z wózkami, około 60 miejsc w przestrzeni publicznej zostało wyremontowanych. Przygotowała projekt altany do karmienia piersią w parku. Przyznaje certyfikaty miejscom przystosowanym do potrzeb rodziców – urzędom, kawiarniom, klubom, kinom. Właściciel lub właścicielka miejsca, które chciałoby otrzymać taki certyfikat, może wejść na stronę www.fundacjamama.pl i sprawdzić, jakie kryteria należy spełnić i jak przystosować miejsce. – „Stworzyłyśmy cały system certyfikacji – mówi Anna Pietruszka z Fundacji MaMa. – Żeby dostać ten certyfikat, trzeba spełniać 75% norm, które zakładamy. Przede wszystkim podjazd, brak schodów, kącik zabaw dla dzieci. Nawet mały, ale bezpieczny. Jeśli to jest kawiarnia czy restauracja – dostępność menu dziecięcego. Niezmiernie ważna jest możliwość karmienia piersią, przewijak w dużej toalecie z koszem na śmieci”. Ciekawą inicjatywą jest akcja „Z dzieckiem w kinie”. W niedziele o godz. 12 rodzice mogą przyjść z dziećmi do kina Muranów, zostawić je pod bezpłatną opieką w kąciku zabaw i zaznać półtorej godziny spokoju podczas oglądania filmu. W inne miejsca z dzieckiem można się wybrać tylko na bajkowy poranek, w Muranowie seans przeznaczony jest dla dorosłych. Ważne jest też, że kino Muranów jest przystosowane dla wózków. – „To, co się zmieniło, to urzędy – mówi Pietruszka. – W większości z nich jest kącik zabaw dla dzieci, są wydzielone miejsca do karmienia, są podjazdy. Wygląda to już dużo lepiej”. Niewątpliwie przyjaznym miejscem jest sama siedziba Fundacji MaMa. Jest tam podjazd, jest szeroka łazienka, są przewijaki. Przez dwie godziny dziennie fundacja zapewnia bezpłatną opiekę nad dzieckiem. Rodzice mogą przyjść z laptopem i popracować w spokoju, albo po prostu napić się kawy. Według Anny Pietruszki, takich miejsc jest w Warszawie coraz więcej.

Nie bywam na Starówce, bo przejście tamtędy to dla mnie koszmar. To nie do pomyślenia, że turyści z dziećmi nie mają jak zwiedzić Starówki! A wystarczyłoby wyremontować chodniki.

W czasie trwania akcji „O! Mamma Mia! Tu wózkiem nie wjadę!” dziewczyny z Fundacji MaMa znalazły w Warszawie, tylko w dzielnicy Śródmieście, około 800 miejsc niedostępnych lub niebezpiecznych dla dzieci w wózkach: krzywe krawężniki, dziury w chodnikach, brak podjazdów, dworce, na których platforma peronu jest na innej wysokości niż platforma pociągu. Przez wiele lat pociągi Szybkiej Kolei Miejskiej, tzw. SKM, miały wagony z dwoma schodami pośrodku. Pociągi te reklamowały się jako przyjazne, bo miały jeden przedział dla matki i dziecka. Nieprzystosowane są, o zgrozo, niektóre teatry dziecięce.

Zapytana o warszawskie czarne punkty dla osób z wózkiem, Anna Pietruszka bez wahania wskazuje rondo Dmowskiego, plac Na Rozdrożu, Dworzec Centralny, Stare Miasto. – „Ja tam po prostu nie bywam. Nie bywam na Starówce, bo przejście tamtędy to dla mnie koszmar. To nie do pomyślenia, że turyści z dziećmi nie mają jak zwiedzić Starówki! A wystarczyłoby wyremontować chodniki. Słabo jest też nadal ze świadomością społeczną. Przy Starówce samochody parkowane są tak, że nawet piesi, nie mówiąc już o osobach prowadzących wózki, muszą chodzić ulicą. W restauracjach ludzie krzywo patrzą na to, jak matka karmi dziecko piersią. Zimą nie odśnieża się podjazdów, chodniki zresztą też byle jak, na szerokość przejścia dla osoby poruszającej się pieszo”.

Siedziba Fundacji MaMa mieści się w Warszawie przy ul. Wilczej 27a. www.fundacjamama.pl