Ekologiczne manufaktury
Jestem projektantką różnych form kulturowej egzystencji, które służą zdrowej, zielonej cywilizacji.
Zaczęło się w 1996 roku, kiedy Marek Chudzik, obecnie mój mąż, odkrył we mnie talent do kreacji potraw i namówił mnie do współtworzenia – jak się potem okazało – kultowego baru wegetariańskiego Happy Meals, który mieścił się przy sopockim deptaku Monte Cassino.
Później tworzyliśmy wiele różnych kolejnych form barów i restauracji wegetariańskich, między innymi pod markami: Green Way, Food for Life, Vegemania. Doszła też manufaktura ekologicznego pieczywa z siecią własnych firmowych sklepów Bio Piekarnia Ziarno. Ponadto od kilku lat wspomagamy doradztwem i projektami różne korporacje, polskie i zagraniczne.
Podróżuję po świecie, badam trendy, przyglądam się głównym graczom na rynku zdrowych stylów życia na świecie. Na tej podstawie tworzę różne projekty – od całościowych modeli nowych marek po konkretne receptury i design.
Od jakiegoś czasu coraz bardziej interesują mnie dietetyka i sztuka zapobiegania chorobom cywilizacyjnym za pomocą pełnowartościowej diety roślinnej. Za kilka miesięcy rusza Centrum Długowieczności na Kaszubach, w którym będę odpowiedzialna za przygotowywanie i serwowanie jedzenia. Czuję, że to może ważniejsze w wymiarze społecznym od wszystkiego, co robiłam dotychczas. W cywilizacji Zachodu mało kto dziś prowadzi w pełni zdrowy tryb życia i zdrowo się odżywia. Ponadto przemysł medyczny wydaje się być bardziej zainteresowany sprzedażą operacji chirurgicznych i różnego rodzaju tabletek niż profilaktyką zdrowotną.
Tymczasem znane mi ośrodki na świecie – podobne do tego, który zamierzamy otworzyć – odnoszą sukcesy w zwalczaniu epidemicznych chorób zrodzonych z dobrobytu: otyłości, choroby wieńcowej, cukrzycy, chorób nowotworowych.
W pracy towarzyszy mi twórczy niedosyt. Wciąż poszukuję nowych inspirujących wyzwań, szczególnie o charakterze reformatorskim, bo czuję się bardziej społecznicą niż kobietą biznesu.
W harmonii z otoczeniem
Jestem architektką. Zieloną. To znaczy, że zajmuję się krajobrazem, a nie budynkami. Większą część roku myślę o roślinach: jak rozplanować ich nasadzenie w zurbanizowanej przestrzeni pomiędzy wielorodzinną zabudową nowych osiedli, którymi zajmują się architekci projektujący domy. Zastanawiam się, jakie gatunki będą najlepiej rosły na cienkiej warstwie podłoża usypanej na dachu podziemnego garażu, a jakie będą harmonizować z modernistyczną elewacją. Dbam o to, żeby obok przedszkola rósł kasztanowiec, który dostarczy jesienią materiału na ludziki w kolczastych czapeczkach, i żeby krzewy nie miały kolców ani trujących owoców, ale były dostatecznie bujne, aby można się było pod nimi chować.
Znam setki gatunków roślin, ale i tak każdego roku szkółkarze wprowadzają nowe odmiany, bardziej odporne na choroby i przemarzanie, o piękniejszych kwiatach
i piękniejszym ciekawszym pokroju, więc wciąż muszę się uczyć. Potem, kiedy projekt zieleni jest gotowy i zaczyna się faza realizacji, pilnuję, żeby szkółki dostarczyły rośliny w gatunkach, rozmiarach i cenach, jakie zaplanowałam, a inwestor zatwierdził. To bywa trudne, ale warto walczyć, ponieważ odpowiednio dobrane i pielęgnowane rośliny są bardzo ważne dla ludzi, nawet dla patrzących na nie tylko przez okno.
Kiedy nie myślę o roślinach, projektach i ich realizacji – maluję rośliny na jedwabiu i ryżowym papierze, a efekt swojej pracy pokazuję na Festiwalu Otwarte Ogrody Konstancina. Jest to wspaniały czas. Obrazy swoje bądź przyjaciół mogę pozawieszać pośród starodrzewu i zaprosić wszystkich do oglądania. Sztukę przeżywa się o wiele intensywniej, jeśli można z nią obcować w plenerze, gdzie gra świateł dopełnia dzieła człowieka i natury.
W ten sposób rośliny prawdziwe i namalowane wypełniają moje myśli, serce i życie, uczą cierpliwości, uważności i dają utrzymanie.
Etyczny biznes
W 1991 roku powstała Warszawska Giełda Papierów Wartościowych. Miałem wówczas 19 lat i już w kilka miesięcy po uruchomieniu giełdy rozpocząłem na niej moje pierwsze inwestycje (były to trzy akcje Okocimia kupione po 9 zł). W 1994 roku zostałem maklerem papierów wartościowych, a w 1995 roku rozpocząłem pracę w biurze maklerskim w Szczecinie. Następnie przewinąłem się przez kilka instytucji finansowych (funduszy inwestycyjnych).
W pewnym momencie stwierdziłem, że chciałbym pracować w „rzeczywistym przedsiębiorstwie”, a nie wyłącznie obracać wirtualnymi pieniędzmi. W związku z tym w 2002 roku rozpocząłem pracę w firmie Makarony Polskie, w której zostałem prezesem zarządu. Po kilku latach pracy okazało się, że nie daje mi ona wystarczającej satysfakcji, gdyż posiadałem zaledwie 1% akcji firmy i nie byłem w stanie realizować w całości mojej własnej strategii zarządzania.
W 2006 roku znalazłem się więc na kolejnym zakręcie życiowym. Wraz z żoną podjęliśmy decyzję o sprzedaży mieszkania w Warszawie i powrocie do Szczecina w celu znalezienia ciekawego biznesu dla siebie, który moglibyśmy realizować od początku do końca. W tym czasie poznałem Marka Chudzika z sieci Green Way, który zaproponował mi inwestycję w niewielką firmę Bioart z Gdyni, która zajmowała się dystrybucją żywności ekologicznej. W grudniu 2006 uznałem, że jest to wyzwanie, które bardzo mi odpowiada. W ciągu kilku dni podjąłem decyzję o kolejnym zakręcie życiowym.
W ciągu kilku dni przeprowadziliśmy się z powrotem w okolice Warszawy, gdzie w otulinie Puszczy Kampinoskiej stworzyłem firmę Bio Planet. W lipcu 2007 roku wraz ze wspólnikiem Grzegorzem Mulikiem wprowadziliśmy na rynek certyfikowane ekologiczne produkty pod marką Bio Planet. W ciągu kilku lat stały się one zdecydowanym liderem rynku.
Wielką satysfakcję daje mi możliwość wyjazdów na Targi typu Biofach, Natura Food, OMF, poznawanie ludzi z całego świata działających w etycznym i zielonym biznesie. W ostatnim czasie poszerzyliśmy ofertę naszej firmy o liczne produkty Fair Trade. W 2007 roku nasze przychody ledwo przekraczały 1 mln zł, w 2011 roku – ponad 12 mln zł, a w 2012 roku przekroczyły 18 mln zł.