Oto sztokholm

„Dla ludzi w Sztokholmie nie jest najważniejsze, żeby mieć wszystko najtaniej; ważniejsze jest, żeby za trochę wyższą cenę móc żyć bardziej zielono” – mówi Gunnar Söderholm, dyrektor Wydziału Środowiska i Zdrowia w mieście Sztokholm.

W tym mieście wszyscy politycy są zieloni, w hotelach na śniadanie podaje się jajka od szczęśliwych kur, a pewien budynek w centrum mieszkańcy i goście ogrzewają własnymi ciałami. W porównaniu z wieloma mrocznymi i nieprzemyślanymi konstrukcjami myślowymi otaczającymi nas w polskich miastach, Sztokholm to egzotyczna wyspa.

Tekst: Beata Maciejewska

Wszystko zielone, a śmieci zasysa podziemny odkurzacz

Przy dokach Värtahamnen praca wre od rana do wieczora. Na 263 hektarach postindustrialnych  terenów portowych ma powstać wysokiej  klasy dzielnica – Sztokholmski Morski Port Królewski, z 12 tysiącami mieszkań i 35 tysiącami biur. To największy na świecie projekt rewitalizacji przestrzeni postindustrialnej. Grunt należy do miasta, które zainwestowało w nową dzielnicę około 2 miliardów euro – głównie w planowanie, oczyszczanie zatrutej przemysłem ziemi i infrastrukturę. Władze miasta traktują inwestycję jak każde inne swoje działanie – jest to służba publiczna, realizowanie obowiązków zarządzania miastem, które powierzyli im obywatele. Chodzi o stworzenie dobrego miejsca do życia w rozrastającej się metropolii sztokholmskiej i o zapobieganie niekontrolowanemu rozlewaniu się metropolii, bo miasto dobrze zorganizowane to miasto kompaktowe, spójne. – „Chodzi o to, żeby nie odbierać ziemi naturze” – wyjaśnia koszty inwestycji Emilie Zetterström, urzędniczka zajmująca się komunikacją.

W Sztokholmskim Morskim Porcie Królewskim dopracowane są nawet takie detale, jak łagodny, specjalnie dobrany kolor budynków sąsiadujących z terenem chronionym.

Dzielnica powstaje od podstaw, władze mogą więc stawiać wyśrubowane wymagania zgodne z zasadami zrównoważonego rozwoju. Zrównoważone mają być: transport, zużycie energii, system odzyskiwania surowców wtórnych. Pod względem efektywności energetycznej i wzorców zrównoważonego rozwoju Sztokholmski Morski Port Królewski ma „ciągnąć” całe miasto. Już w 2030 r. ma zacząć pozytywnie wpływać na klimat globalny (climate positive), czyli nie przyczyniać się do zmian klimatu i produkować więcej energii niż będzie potrzebował. W Sztokholmskim Morskim Porcie Królewskim dopracowane są nawet takie detale, jak łagodny, specjalnie dobrany kolor budynków sąsiadujących z terenem chronionym.

Firma Envac, słynna z samooczyszczających się instalacji do odpadów działających już w 700 miejscach, w 30 krajach, od Norwegii po Koreę, buduje inteligentny system zbiórki odpadów, według najnowszych technologii. Ograniczy on transport związany z przewożeniem śmieci i zminimalizuje „śmieciowe” prace. A może ich być naprawdę wiele, zważywszy chociażby na przykład brytyjski: w najbardziej ruchliwych miejscach Oxford Street w Londynie kosze trzeba opróżniać ręcznie co 15 minut.

W Sztokholmie samoopróżniające się kosze stoją już przy Maria Torget. W nowej dzielnicy planuje się system rozbudowany, działający jak wielki odkurzacz wysysający śmieci z pojemników na odpady. Zsypy i kosze połączone są systemem podziemnych rur, które odprowadzają surowce wtórne do dużych pojemników. Nie zbierają one odpadów organicznych – te będą „utylizowane” w mieszkaniach i biurach. W zlewach zostaną zainstalowane młynki do odpadów organicznych, a do piwnic będą transportowane suche odpady organiczne – na przydomowy kompost i do produkcji biogazu.

Zieloni politycy na rzecz narodowej religii

„W niedzielne popołudnie najlepiej widać, co jest naszą narodową religią” – mówi Barbara Voors z Instytutu Szwedzkiego, rządowej agendy odpowiedzialnej m.in. za promocję Szwecji za granicą.

Nikt nie ma wątpliwości, że na biura i mieszkania w nowej dzielnicy, o wyśrubowanych ekologicznych standardach, będzie duży popyt. Pod koniec ubiegłego roku sprzedano z ogromnym 100-procentowym zyskiem nowy budynek biurowy Kungsbrohuset (czyli dom przy moście królewskim) w samym centrum miasta. Kupujący zapłacili taką cenę, bo budynek jest całkiem nowy, spełnia najwyższe ekostandardy i jest zaopatrzony w nowoczesne rozwiązania techniczne. Największą innowacją jest ogrzewanie ciepłem ciał 250 tysięcy ludzi przechodzących każdego dnia przez pobliski dworzec centralny (oba budynki, należące niegdyś do kolei, połączone są rurami ciepłowniczymi). Do chłodzenia, np. latem, używa się wody z pobliskiego jeziorka. Dzięki takim pomysłom budynek, w który zainwestowano miliard koron, sprzedano za dwa miliardy.

Popyt jest na wszystko, co zielone. Ludzie chcą mieć zielone usługi, biura, mieszkania, biożywność itd. Widać to na każdym kroku. W hotelu na śniadanie serwuje się jajka od szczęśliwych kur (tych z wolnych wybiegów), a kosmetyki w pokojach są biodegradowalne; ulicami jeżdżą autobusy na biogaz; pociąg na lotnisko rozwijający prędkość około 150 km/godz. reklamowany jest jako jeden z najbardziej ekologicznych środków transportu na lotnisko na świecie. – „Dla ludzi w Sztokholmie nie jest najważniejsze, żeby mieć wszystko najtaniej; ważniejsze jest, żeby za trochę wyższą cenę móc żyć bardziej zielono” – mówi Gunnar Söderholm, dyrektor Wydziału Środowiska i Zdrowia w mieście Sztokholm. Urzęduje od lat, mając za przełożonych polityków różnych opcji, ale z zielonymi kwestiami nigdy nie miał problemu. – „Nie przetrwasz w polityce, jeśli nie jesteś zielony” – wyjaśnia. Nie bez powodu Sztokholm był pierwszą zieloną stolicą w Europie – palmy pierwszeństwa nikt już miastu nie odbierze. Dziś zaciska klimatycznego pasa, bo chce być przykładem dla innych krajów i miast. Maksymalnie śrubuje zużycie energii, liczbę samochodów w centrum itd. – „Trzeba minimalizować potrzeby transportowe w mieście” – dodaje Gunnar Söderholm. Wskazuje na konieczność rozwoju transportu pieszego i rowerowego. Na jedno mieszkanie w centrum władze przewidziały 0,5 miejsca parkingowego, a na rowery – 2,5 miejsca parkingowego na mieszkanie.

Oczywiście jest poparcie mieszkańców dla tej polityki. – „W niedzielne popołudnie najlepiej widać, co jest naszą narodową religią” – mówi Barbara Voors z Instytutu Szwedzkiego, rządowej agendy odpowiedzialnej m.in. za promocję Szwecji za granicą. Trudno się z nią nie zgodzić – jest to prawda uniwersalna, dotyczy pewnie wszystkich ludzi na świecie. W chwilach relaksu chcemy dotknąć tego, co jest potrzebne do dalszych wysiłków, co daje przyjemność i przypomina o sensie życia. W Polsce generalnie ludzie chodzą do kościoła i na zakupy do galerii handlowej; w Szwecji wędrują po lesie, jeżdżą na rowerach, biegają i uprawiają sport, żeby być blisko natury.

Szwedzki rząd i sprzątanie po psie

Dzielnica powstaje od podstaw, władze mogą więc stawiać wyśrubowane wymagania zgodne z zasadami zrównoważonego rozwoju. Zrównoważone mają być: transport, zużycie energii, system odzyskiwania surowców wtórnych. Pod względem efektywności energetycznej i wzorców zrównoważonego rozwoju Sztokholmski Morski Port Królewski ma „ciągnąć” całe miasto.

Barbara Voors pracuje w Instytucie Szwedzkim jako menedżerka do spraw kontaktów z mediami. Do jej obowiązków należy m.in. organizowanie wizyt grup dziennikarzy z całego świata. Średnio dwa razy w miesiącu przyjeżdżają one do Sztokholmu na zaproszenie Instytutu, żeby zapoznać się ze szwedzkimi dokonaniami w wybranych obszarach: designu, kultury, prawodawstwa. Nasza grupa to dziennikarze zajmujący się zielonymi aspektami rzeczywistości, np. zielonymi inwestycjami i budownictwem; zaproszono nas do obejrzenia zrównoważonorozwojowych inwestycji i inicjatyw w Sztokholmie. Jest m.in. trójka dziennikarzy z różnych rejonów Chin, m.in. z Szanghaju, Pekinu i Hongkongu. Jest dziennikarz z Portugalii, który zajmuje się dawnym portugalskimi regionami w Afryce. W hotelowych pokojach Grand Scandic czeka zestaw powitalny: czarna płócienna torba z nadrukiem Instytutu Szwedzkiego i metką zaświadczającą, że torba jest wyrobem sprawiedliwego handlu. W torbie materiały informacyjne drukowane na certyfikowanym ekologicznym papierze, o tytułach niepozostawiających wątpliwości co do priorytetów tego kraju w dziedzinie rozwoju:  „W obliczu przyszłości – zrównoważony rozwój po szwedzku”, „Szwecja – daleko na północy, blisko ziemi”. Jest też mapa zielonej stolicy, na której wypunktowano kilkadziesiąt „zielonych” atrakcji Sztokholmu. Na przykład: 2. to informacja, że 42 proc. powierzchni miasta zajmują lasy, łąki i parki, 13 proc. – woda, a ponad 90 proc. mieszkańców miasta mieszka w promieniu 300 metrów od zielonej przestrzeni lub parku; 10. informuje, że szwedzcy właściciele psów wraz ze Szwajcarami przodują w Europie jako najskrupulatniejsi sprzątacze psich odchodów. Tak wygląda polityka informacyjna szwedzkich agend rządowych na temat linii rozwoju kraju.

Książka z wodą i roślinny pentagon

Szwedzkie wzorce i praktyki eksportowane są do innych krajów. W niewielkim dwupokojowym biurze w centrum miasta mieści się biuro rodzinnej firmy Solwatten (po polsku: słoneczna woda). Kieruje nią Petra Wadström, artystka-plastyczka i mikrobiolożka, z silnie ekologicznym zacięciem, utalentowana technicznie. Pierwszą rzeczą, jaką opatentowała, był stanik dla kobiet, którym amputowano pierś. Potem przyszedł czas na słoneczną wodę – opatentowała kanister, który – nagrzewając się na słońcu po 2–6 godzin – uzdatnia do picia zebraną w nim wodę. Kanistrów Solwatten można także używać do podgrzewania wody do gotowania i mycia. Są sprzedawane w Afryce i na Haiti, tymczasem na małą skalę. Pytana, dlaczego to robi, Petra odpowiada: „Człowiek składa się z tego, co dostaje, i z tego, co z tym zrobi. Po prostu miałam w życiu różne pomysły i chciałam, żeby moje działania były użyteczne dla innych”. Z tego, co mówi, przebija głęboka fascynacja sztuką. Praca jest dla niej formą ekspresji, tworzenia. O kanistrze opowiada: „chciałam, żeby to była książka – książka z wodą”.

Zupełnie inną skalę działań, którą widać m.in. w obszernym designerskim biurze w jednym z nielicznych wieżowców Sztokholmu, ma Plantagon. Nazwa nawiązuje do Pentagonu i ma pokazać, że – jak kiedyś zbrojenia – dzisiaj rośliny stają się siłą napędową świata. Plantagon zajmuje się budową wielkich szklarni do uprawy roślin jadalnych. Pierwsza z nich powstaje w szwedzkim mieście Linsköping, ale Plantagon chce przede wszystkim zawojować Azję. Azjatyckie miasta, nastawiające się coraz bardziej na ekologię, a jednocześnie bardzo gęsto zaludnione, to doskonały rynek zbytu dla tego typu wielkoskalowych ekoinwestycji.

W Sztokholmie samoopróżniające się kosze stoją już przy Maria Torget. W nowej dzielnicy planuje się system rozbudowany, działający jak wielki odkurzacz wysysający śmieci z pojemników na odpady.

Inny przykład: Resilience Centre (resilience – elastyczność, odporność) z siedzibą w Sztokholmie to międzynarodowe centrum nauki i innowacji, które pracuje nad tym, aby zrównoważonorozwojowe wzorce znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości miast na całym świecie. Organizuje debaty, spotkania i wielkie międzynarodowe konferencje dotyczące różnorodności biologicznej w miastach. Profesor Thomas Elmqvist, jeden z liderów ośrodka, jest autorem 10 tez (znanych m.in. w Polsce) dotyczących środowiska przyrodniczego miasta.

Pożegnalna biowieczerza

Ostatni akcent sztokholmskiej wizyty to nieformalna kolacja. Instytut Szwedzki zaprasza do restauracji „Nyagatan” (ulica Nowa). Wybór oczywiście nieprzypadkowy: w restauracji serwuje się potrawy z produktów ekologicznych kupowanych przede wszystkim od lokalnych rolników. Szwedzki rząd uważa, że takimi przedsięwzięciami gospodarczymi warto się chwalić. Wyobraźmy sobie, że premier Tusk albo Hanna Gronkiewicz-Waltz zapraszają do takiej restauracji zagraniczną delegację w celu promowania tego, co
w Polsce najlepsze!