Bzyk w wielkim mieście

Kiedy w ubiegłym roku dyrektor generalny warszawskiego hotelu Hyatt, Heddo Siebs, zobaczył pszczelarzy demonstrujących w centrum miasta – postanowił działać. Na hotelowy dach trafiły dwa pierwsze ule, a pszczoły błyskawicznie się zadomowiły.

Jednym z pierwszych przejawów miejskiego pszczelarstwa był ul na dachu Opery Paryskiej.  Dziś w Londynie przybywa uli w tak szybkim tempie, że już pojawiła się obawa, czy aby dla pszczół wystarczy nektaru. W Warszawie miód produkuje pół miliona pszczół na dachu hotelu Hyatt Regency.

Pszczoły zamieszkały na dachu hotelu Hyatt Regency w Warszawie w ubiegłym roku. Najpierw były dwa ule, teraz jest ich sześć.

tekst: Patrycja Bukalska

Pół miliona pszczół pracowicie produkuje miód, który trafia potem na stoły hotelowych gości. Hotel Hyatt Regency jest jedynym hotelem w Polsce, który założył własną pasiekę, ale w innych krajach ule na dachach hoteli czy banków nie są już niczym nadzwyczajnym.

Pszczoły do dyspozycji mają okoliczne parki, m.in. Łazienki, stąd nazwa ich miodu „Łazienki Gold”.

O tajemniczym wymieraniu pszczół mówi się od lat. Zdaniem niektórych pszczelarzy winowajcami są niektóre pestycydy z grupy neonikotynoidów, którymi spryskuje się rośliny. Producenci pestycydów wykluczają taką możliwość, a kłopoty z pszczołami się nasilają. Owadom dokuczają także choroby, np. roztocza. W niektórych miejscach straty pszczelej populacji sięgają 50%. Problem nagłaśniają pszczelarze w wszystkich krajach – apelują o niestosowanie neonikotynoid i unikanie spryskiwania roślin w czasie kwitnienia. Kiedy więc w ubiegłym roku dyrektor generalny warszawskiego hotelu Hyatt, Heddo Siebs, zobaczył pszczelarzy demonstrujących w centrum miasta – postanowił działać. Na hotelowy dach trafiły dwa pierwsze ule, a pszczoły błyskawicznie się zadomowiły. Do dyspozycji mają okoliczne parki, m.in. Łazienki, stąd nazwa ich  miodu „Łazienki Gold”. Miód został przetestowany w laboratorium, wykluczono zawartość w nim zanieczyszczeń, metali ciężkich i innych szkodliwych substancji. Z pomysłu dyrektora Siebsa płyną więc same korzyści: dla pszczół, bo zyskały nowe, bezpieczne miejsce obfitujące w kwiaty; dla gości hotelu, bo jedzą pyszny ekologiczny miód na śniadanie; wreszcie dla samego hotelu, którego wizerunek zdecydowanie zyskał.

Ule na dachach różnych instytucji znajdują się od lat. Trudno powiedzieć, gdzie pojawił się pierwszy, ale ten na dachu Opery Paryskiej na pewno był jedną z instalacji pionierskich. Jean Paucton spędził życie, budując dekoracje sceniczne w paryskiej Operze. Przed prawie 30 laty postanowił zająć się pszczelarstwem. Ukończył odpowiedni kurs w Ogrodach Luksemburskich i zamówił swój pierwszy ul z pszczołami. Zamierzał zabrać go do własnego domu, ale gdy dostarczono ul, dom nie był jeszcze gotowy na przyjęcie pszczół. Paucton postawił zatem ul na dachu opery, w której pracował, tymczasowo. Dwa tygodnie później okazało się, że pszczoły się zadomowiły i zdołały już zgromadzić zapasy. Ul został więc na dachu, a z czasem Paucton dodał do niego kolejne. W wywiadzie dla „New York Times” opowiadał, że jego pszczoły wyprawiają się do Lasku Bulońskiego, ponad trzy kilometry dalej, ale głównie odwiedzają kasztanowce na Polach Elizejskich i lipy przy Palais Royal.

Kiedyś pszczoły już mieszkały w miastach – głównie z powodu miodu, który był tańszy od cukru. Zniknęły w latach powojennych. Teraz wracają i ten powrót to coś znacznie ważniejszego niż chęć życia w kontakcie z naturą i rozwijania ekologicznych pasji.

W 2010 r. w Londynie ule umieszczono w kilku miejscach, m.in. na dachu katedry św. Pawła oraz na tarasie na 10. piętrze gmachu Lloyda, w samym sercu City. Z tą ostatnią inicjatywą wyszła międzynarodowa firma ubezpieczeniowa Canopius, która ma tam siedzibę. Po przełamaniu lęku przed użądleniem pracownicy odkryli w sobie pszczelarskie powołanie. To oni, przeszkoleni przez zawodowych pszczelarzy, zajmują się ulami. Ponieważ Canopius wynajmuje swoje biura, musi też zapłacić za miejsce pod ule – stawkę ustalono na jeden słoik miodu rocznie… Pszczoły są mile widziane także w innych wielkich miastach, Berlinie i Nowym Jorku (odkąd w 2010 r. zniesiono tam zakaz ustawiania uli).

Kiedyś pszczoły już mieszkały w miastach – głównie z powodu miodu, który był tańszy od cukru. Zniknęły w latach powojennych. Teraz wracają i ten powrót to coś znacznie ważniejszego niż chęć życia w kontakcie z naturą i rozwijania ekologicznych pasji. W miejskich aglomeracjach nie stosuje się oprysków na masową skalę, więc pszczoły mają większą szansę na przeżycie. Mają też do dyspozycji zdecydowanie bardziej różnorodną ofertę kwiatów niż np. monotonne pola rzepaku na wsi. Jak pokazuje przykład miodu „Łazienki Gold”, to nieprawda, że miejski miód jest zanieczyszczony Wręcz przeciwnie. Pszczoły w mieście zapylają rośliny w coraz popularniejszych miejskich ogródkach i na balkonach, gdzie uprawia się warzywa i zioła, więc to dodatkowa korzyść z miejskich pasiek. Być może właśnie w miastach leży przyszłość pszczelarstwa.

Chętnych do postawienia ula lub dwóch na dachu lub we własnym ogrodzie nie brakuje. W Londynie przybywa ich w takim tempie, że kilka lat temu pojawiła się obawa, czy aby dla pszczół wystarczy nektaru. Przy całym entuzjazmie wokół miejskich uli trzeba zatem pamiętać, że jak zawsze istotna jest równowaga. Jeśli chcemy mieć w mieście ule, to trzeba zadbać o odpowiednią ilość ogrodów i kwiatów, i to odpowiednich kwiatów – takich, które są dla pszczół dostępne. Puste trawniki, które dla pszczół są rodzajem pustyni, zastąpmy łąkami.